Dwa tygodnie temu w czwartek opowiadałem o hokeju na trawie z okazji walki o igrzyska olimpijskie naszych laskarzy. Nie odważyłem się wówczas napisać, że razem z ich koleżankami po fachu są dla mnie większą nadzieją na start w Tokio niż piłkarze. I dobrze - bo musiałbym to dziś odszczekiwać. Podopieczni Czesława Michniewicza wygrali już dwa mecze i są o krok od kwalifikacji na igrzyska. A gdyby system rozgrywania mistrzostw Europy U21 był uczciwszy, może już dziś byśmy się z tego cieszyli?
Dopóki porównujemy jedynie liczbę zdobytych punktów system ten jeszcze się w pewnym sensie broni - w końcu chodzi o to, żeby promować zwycięstwa. Nie bez powodu jednak za każde zwycięstwo, czy to 1:0, 3:2 czy 8:0, zawsze przyznawane są tylko trzy punkty. W przypadku równej liczby punktów liczy się jednak bilans bramek. A to oznacza, że szczęściarze, którzy w losowaniu trafili na słabszego w defensywie rywala i wbili mu kilka bramek, mają przewagę nad pechowcami, którzy pokonali trudniejszego do ogrania rywala zaledwie jedną bramką.
Oczywiście, każdy system ma swoje ułomności - system kołowy ("każdy z każdym") powoduje przeciąganie się rozgrywek w nieskończoność, pucharowy eliminuje uczestnika z turnieju już po jednej porażce (podczas gdy ktoś taki spokojnie mógłby jeszcze grać o drugie czy trzecie miejsce - tę niedoskonałość weryfikuje jego modyfikacja zwana "systemem brazylijskim") itd. Mimo to jednak porównywanie rzeczy nieporównywalnych bez dania szansy na weryfikację faktycznego potencjału drużyny, jest najgorszym, co może spotkać sportowca.
Rzecz jasna, mistrzostwa Europy U21 w piłce nożnej nie jako jedyne korzystają z takich sztucznych tabelek. To samo obserwowaliśmy np. w eliminacjach turniejów seniorskich reprezentacji. Tam jednak drużyny, które dostały szansę dalszej gry, musiały udowodnić swoją siłę w barażach. Również w innych dyscyplinach możemy poszukać różnych rozwiązań takiej sytuacji - np. w curlingu do porównania drużyn z tej samej pozycji w różnych grupach korzysta się z tzw. Draw Shot Challenge, czyli średniej odległości kamieni wypuszczanych pod koniec treningu przed każdym meczem (Last Stone Draw).
Sytuacja na mistrzostwach Europy U21 jest o tyle nieszczęśliwa, że pechowy los może zadecydować o starcie na igrzyskach olimpijskich. Jedyną szansą dla "przegranych" drużyn z drugich miejsc jest to, że w gronie półfinalistów znajdzie się... Anglia. Nie, nie chodzi tu o to, że Synowie Albionu mają już zapewnione miejsce na igrzyskach. Sprawa jest dużo bardziej absurdalna - przedstawiciele federacji brytyjskich nie potrafią się dogadać co do tego, kto ma reprezentować Zjednoczone Królestwo w kwalifikacjach olimpijskich (nawet gdyby później udało się stworzyć później łączoną kadrę olimpijską, jak w przypadku igrzysk w Londynie, kiedy to jako gospodarze Brytyjczycy nie musieli przechodzić procesu kwalifikacji). W związku z tym "zablokowane" przez Anglików jedno z czterech miejsc kwalifikacyjnych zostałoby przeniesione na jedną z tych drużyn - wówczas rozegrany zostanie dodatkowy mecz pomiędzy nimi.
Nam pozostaje więc wierzyć, że do żadnego nieszczęścia w meczu z Hiszpanią nie dojdzie i wygrywając lub remisując z La Roją zgarniemy komplet punktów i pierwsze miejsce w grupie, nie patrząc na inne zespoły. Jeśli jednak spojrzymy dalej niż na czubek własnego nosa - kogoś będzie nam słusznie żal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.