niedziela, 5 stycznia 2020

O plebiscycie przy jajecznicy

Bartosz Zmarzlik - Sportowiec Roku 2019!!! To już pewnie wiecie. Lewandowski "tylko" drugi - to pewnie też. Jak co roku Plebiscyt "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca roku budzi wiele emocji. Jako fan i antyfan tego konkursu bardzo chętnie siadam do klawiatury, żeby dorzucić swoje trzy grosze.
źródło: Przegląd Sportowy

To, od czego muszę zacząć, to strasznie wyrównana stawka tegorocznego plebiscytu. Tak naprawdę większość nominowanych mogła być na miejscu drugim, trzecim, czwartym albo nie zmieścić się w dziesiątce. Najlepszym przykładem na to są mistrzowie świata - czwórka bez sternika - dla których zabrakło miejsca wśród nagrodzonych statuetką Czempiona. O ile kontrowersyjnie by to nie wyglądało, ciężko wśród czołowej dziesiątki znaleźć kogoś, kto na to nie zasłużył i "powinien" "oddać" im swoje miejsce. Zresztą, również wśród dwudziestki nominowanych ciężko znaleźć sportowców, którzy nie powinny się tam znaleźć, nawet biorąc pod uwagę fakt, że zabrakło miejsca np. dla szpadzistek czy kajakarek.

Właśnie ta wyrównana stawka była powodem, dla którego po raz pierwszy odkąd głosuję w plebiscycie nie wysłałem kuponów z "Przeglądu Sportowego" do redakcji. Z kolei drogą internetową postanowiłem oddać tylko jeden głos na osobę, której zwycięstwa w tej równo-nierównej walce (o tym za chwilę) po prostu życzyłem. Z tym większą radością przyjąłem do wiadomości informację o triumfie Bartosza Zmarzlika.

No i tu dochodzimy do tej samej dyskusji, co co roku - czy to jest plebiscyt na najlepszego czy najbardziej popularnego sportowca roku? Ciężko się nie zgodzić, że jeżeli mistrzowie świata (tylko cztery takie krążki zdobyliśmy w roku 2019 w konkurencjach olimpijskich), a przy tym też wicemistrzowie Europy, nie znajdują się w dziesiątce nagrodzonych, tytuł "najlepszego" jest ciężki do uznania. Z drugiej strony, jak już wspomniałem, ciężko nie oddać tego, co osiągnęli, tym, którzy w tym gronie się znaleźli. Daleki jestem również od wyników plebiscytu w redakcji sportowej pewnego portalu, którego ze względu na unikanie polityki na moim blogu nie podam - czterech mistrzów świata, zdaje się, że w kolejności losowej, a na pewno nie logicznej, zajęło tam cztery czołowe miejsca, a kolejne sześć zajęli sami wicemistrzowie świata, również w niezrozumiałej, przynajmniej dla mnie, kolejności.

Co do popularności - nie da się ukryć, że część, nawet duża część głosujących kieruje się sympatiami osobistymi (zresztą sam tak robiłem w dużej części w 2016 roku i chciałbym mieć takie powody jak najczęściej). Takie plebiscyty są jednak na to skazane i nie uciekniemy od tego. Dopóki jednak nie dochodzi do tego, że dużo mniejsze osiągnięcia przyćmiewają dużo większe, jestem w stanie się z tym pogodzić.

No właśnie, osiągnięcia. Jak porównać piłkarza, który bije rekordy ligowe, ale jest reprezentantem słabego kraju, z żużlowcem, który jest mistrzem świata, świetnie jeździ w lidze, ale nie przekłada się to na sukces drużyny, wioślarzy, dla których cały sezon polega na przygotowaniu formy do jednej, docelowej imprezy, a nie pokazywaniu się ze świetnej strony co tydzień, jak w przypadku np. tyczkarza... Przy takim rozrzucie specyfiki danych dyscyplin, opinii na temat "prawidłowych" wyników jest tyle, ilu te opinie wypowiada. Choć w niektórych przypadkach ciężko mówić o opiniach.

"Futbolocentryzm" w naszym kraju jest dużym problemem w publicystyce sportowej. Część osób zajmujących się zawodowo piłką nożną wydaje się cierpieć na coś w rodzaju syndromu sztokholmskiego. Nie zrażają ich kompromitacje w europejskich pucharach, wynik reprezentacji przysłania im fakt, że gra nierzadko po prostu żałośnie, a na każdy objaw przekazania im tej smutnej prawdy reagują chamskim atakiem. Pisząc te słowa cały czas zastanawiam się, czy wskazać tu dwa nazwiska, które mam na myśli, ale ponieważ staram się unikać takich rzeczy na tym blogu, tak jak polityki, odsyłam jedynie na mojego Twittera. Od razu uprzedzam - nie ma we mnie miłosierdzia i na chamstwo reaguję chamstwem.

Aby na koniec artykułu powiało czymś pozytywnym, życzę nam wszystkim, abyśmy głosując w tym roku mieli jeszcze większy ból głowy przy wyborze sportowca roku 2020 - olimpijskiego.

PS. Pisząc powyższy tekst dałem radę talerzowi jajecznicy, choć nie tej w Hiltonie, a domowej. Może kiedyś...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.