Siatkówka i lekkoatletyka - ciężko znaleźć dwie dyscypliny letnie, z którymi wiążemy większe nadzieje na medale olimpijskie w Tokio. Tymczasem miniony weekend przypomniał nam starą prawdę - nie przydzielajmy medali przed końcem zawodów. Kibice są jednak zgodni - lepiej, że kubeł zimnej wody został na nas wylany teraz, niż znowu na igrzyskach. Ale po kolei...
W tytułowe motto weekendu wpisał się Daniel Ławrynowicz - choć nie wiadomo, czy w ogóle do Tokio pojedzie, jako członek programu Team 100 uważany jest za jedną z największych nadziei polskiego pięcioboju. Tymczasem nieudana jazda konna (wylosowany dla niego Fire Night był w sobotę wyjątkowo niewdzięcznym trafem, o czym przekonała się wcześniej również Julia Dąbrowska) wykluczyła go z walki o medale.
Zmagania sztafet mieszanych były emocjonujące, choć laser-run na to nie wskazywał. Ciekawa, choć niemiła sytuacja, miała miejsce na jeździe konnej. Zarówno Agnieszka Wysokińska, jak i Wiktoria Wierzba zamieniły się ze swoimi partnerami ze sztafety końmi, wybierając do swojego przejazdu Atrakcyjnego Pana. Obie zakończyły swoje przejazdy upadkiem z konia, interwencją lekarzy i opuszczeniem hipodromu w karetce. W przypadku Wysokińskiej skończyło się na strachu i zawodniczka wystartowała w finałowej konkurencji. Niestety, Wierzbę czekają badania, które pokażą, w jakim stanie po upadku jest jej kolano. Trzymajmy kciuki, aby skończyło się na strachu, bo przed Wiktorią jeszcze start na listopadowych mistrzostwach Europy U24.
Niedosyt pomimo medalu mają nasi siatkarze - brązowy medal przykrywa porażka ze Słoweńcami. Ciężko zrzucić to na kark przygód w podróży z Holandii do Lublany, a z takim trenerem jak Vital Heynen nie posądzam Biało-Czerwonych o lekceważenie przeciwnika, który wyeliminował ich z walki o medale dwa lata wcześniej. Po prostu, na każdym turnieju zdarza się jeden gorszy mecz, a przy takich rywalach, jakich wcześniej mieli nasi siatkarze (z całym szacunkiem do nich), przypadło akurat na półfinał.
Niespodziewanie masowo zawodzą nasi lekkoatleci: Malwina Kopron, Paweł Wojciechowski, Piotr Małachowski, Robert Urbanek, Adam Kszczot, Maria Andrejczyk - ich wszystkich nie zobaczymy/zobaczyliśmy w finałach, w których mogliby walczyć jeśli nie o medale, to o pozycje w czołowej ósemce. Po czterech dniach mistrzostw jedyny medal, jaki świętowaliśmy, to srebro Joanny Fiodorow. W zasadzie drugi, bowiem złoto za mistrzostwa świata w 2013 roku po dyskwalifikacji dopingowiczki Tatiany Łysenko odebrała Anita Włodarczyk. Brak sympatii wobec naszych dwóch młociarek jest znany - jeśli ktoś nie wiedział o tym przed mistrzostwami, to zorientował się w trakcie udanego dla "Fiedzi" konkursu, komentowanego dla TVP przez Włodarczyk. Na pocieszenie pierwszych dni mistrzostw w Dosze minimum olimpijskie wypełniła Kamila Lićwinko, która zajęła piąte miejsce. Tę samą pozycję, dającą również prawo do startu na igrzyskach, zajęła nasza sztafeta mieszana 4x400 m.
Kwalifikacje olimpijskie Polska wywalczyła też w kajakarstwie górskim. Podczas mistrzostw świata w hiszpańskim La Seu d'Urgell do finału awansował kanadyjkarz Grzegorz Hedwig, a w żeńskich kajakach do przepustki na igrzyska wystarczył start w półfinale, w którym znalazły się Natalia Pacierpnik i Klaudia Zwolińska. W konkurencjach nieolimpijskich wywalczyliśmy brąz w drużynie kajakarskiej mężczyzn oraz srebro w kanadyjkarskiej dwójce mieszanej.
Mistrzostwa świata odbyły się również w żeglarskiej klasie RS:X. Wśród panów najlepszy z naszych windsurferów był Piotr Myszka (piąty), a wśród pań Zofia Noceti-Klepacka (ósma). Oboje dzięki temu prowadzą w rankingu krajowych kwalifikacji na igrzyska.
Nowe otwarcie zanotowała nasza kadra szczypiornistek. W debiucie Arne Senstada w roli selekcjonera naszej reprezentacji Polki wygrały na otwarcie eliminacji mistrzostw Europy 2020 z Wyspami Owczymi 28:16, a w następnym spotkaniu pokonały Ukrainki 27:26.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.