Długo wyczekiwany rekord Polski, medale mistrzostw świata - przy takich sukcesach perspektywa igrzysk w Tokio wydaje się pozytywna. Niemniej jednak kwalifikacje na te igrzyska cały czas trwają i lista naszych olimpijczyków poszerza się - już wynosi ponad 100 osób. W dzisiejszym wpisie tradycyjnie rozpoczynam tydzień od podsumowania wydarzeń z minionych siedmiu dni.
Zazwyczaj zaczyna się od głośnych wydarzeń, a przecież takie rzeczy się działy jeszcze niecałą dobę temu. Ale ponieważ ostatnio natrafiłem na wydanie "Sportowej Soboty" z maja 1996, na którym rozpoczęto od sukcesów w dyscyplinach, które w "mainstreamie" nazywa się "niszowymi", podsumowanie rozpocznę od takiej właśnie dyscypliny - gimnastyki sportowej. Na mistrzostwach świata w Stuttgarcie jedyna Polka, Gabriela Janik zajęła w kwalifikacjach wieloboju 79. miejsce. Odliczając jednak zawodniczki z czołowych dwunastu reprezentacji zmagań drużynowych oraz zaledwie jedną zawodniczkę z finałów ćwiczeń na poszczególnych przyrządach (Koreankę Seo-Jeong Yeo w skoku), Janik zakwalifikowała się na igrzyska olimpijskie w Tokio. Dzisiaj swoje kwalifikacje zakończą panowie, wśród których jest trzech naszych reprezentantów - Łukasz Borkowski, Filip Sasnal i Dawid Węglarz.
Kolejną kwalifikację olimpijską uzyskaliśmy w ubiegłym tygodniu w lekkiej atletyce. W środę do wspomnianych przeze mnie tydzień wcześniej Kamili Lićwinko i sztafety mieszanej 4x400 m dołączyła Joanna Linkiewicz w biegu na 400 m przez płotki. Z kolei wczoraj kwalifikacja olimpijska zeszła na dalszy plan w natłoku innych radosnych wieści z tego biegu - sztafeta 4x400 m kobiet kończąc finał (jeśli ktoś jakimś cudem jeszcze nie wie - na drugim miejscu i z rekordem Polski) zapewniła sobie start w Tokio. Zostając jeszcze przy temacie "Aniołków Matusińskiego" - bijąc w końcu ten rekord (przypomnijmy, pewnie po raz ostatni, należący do kwartetu Anna Guzowska, Monika Bejnar, Grażyna Prokopek, Anna Jesień) dziewczyny wytrąciły mi z rąk mój ulubiony argument przeciwko sugerowaniu się przed startem sztafety sumą indywidualnych rekordów życiowych biegnących zawodniczek. Bo przecież suma życiówek obecnych rekordzistek Polski już dawno przekroczyła sumę życiówek zdetronizowanych rekordzistek w sztafecie, a jednak dopiero wczoraj padł ten długo wyczekiwany rekord Polski (3:21,89). Paradoksalnie jednak, moja zasada się również potwierdziła - wszak Jamajki, które przybiegły do mety za naszymi zawodniczkami, miały jeszcze lepszą sumę rekordów życiowych.
Z Dohy wracamy z sześcioma medalami - złotem Pawła Fajdka i brązem Wojciecha Nowickiego, a także srebrem Joanny Fiodorow w rzucie młotem, brązem Piotra Liska w skoku o tyczce, brązem Marcina Lewandowskiego w biegu na 1500 m (również z rekordem Polski) i wspomnianym srebrem "Aniołków". Nie dość, że już to jest dobrym prognostykiem przed igrzyskami w Tokio, pamiętać należy o tych, którym z różnych powodów nie udało się zdobyć w Dosze medali, a należą do ścisłej lub szerokiej czołówki światowej w swoich konkurencjach - Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki, Malwina Kopron, Anita Włodarczyk, Paweł Wojciechowski, Piotr Małachowski, Adam Kszczot... lista nadziei jest długa.
Teraz uwaga kibiców całkowicie może przenieść się do Japonii, gdzie w Pucharze Świata rywalizują nasi siatkarze, którzy po pięciu meczach mają na koncie cztery wygrane (z Tunezją, Japonią, Argentyną i Włochami) i jedną przegraną (z USA). Turniej, który co cztery lata jest krytykowany jako mnożenie bytu ponad potrzeby w przepełnionym kalendarzu siatkarskich rozgrywek, w tym roku jest kompletnie nieprzydatny - wcześniej funkcjonował jako turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich (zazwyczaj zarówno światowy, jak i kontynentalny dla Azji), a tym razem, ponieważ stały gospodarz tych rozgrywek, Japonia gościć będzie również za rok olimpijczyków, został odarty z niemal jedynego sensu istnienia. Niemal, bo przecież na Pucharze Świata wciąż można zdobywać punkty do rankingu światowego, który zazwyczaj decyduje o podziale grup różnych turniejów.
W rosyjskim Ułan-Ude trwają mistrzostwa świata w boksie kobiet. Ponieważ organizująca je federacja AIBA jest zawieszona w prawach członka MKOl, mistrzostwa te nie są kwalifikacją olimpijską - za te odpowiada bezpośrednio MKOl, czerpiąc jednak z regulaminów AIBA. Natalia Rok już w pierwszej walce zakończyła udział w zmaganiach wagi muszej (-51 kg), natomiast Kinga Szlachcic (waga piórkowa - -57 kg) i Aneta Rygielska (waga lekka - -60 kg) wygrały swoje pojedynki i weszły do 1/8 finału. Od tej fazy rywalizację rozpoczną też Karolina Koszewska (waga półśrednia - -69 kg) i Elżbieta Wójcik (waga średnia - -75 kg).
Kolejne sukces odniosła Aleksandra Mirosław. Po złocie mistrzostw świata we wspinaczce na czas dołożyła mistrzostwo Europy. O medal otarła się także Aleksandra Kałucka, która przegrała pojedynek o brąz. Niestety, na igrzyskach w Tokio zobaczymy rywalizację w kombinacji, gdzie czasówka jest jedynie częścią zmagań.
Rozstrzygnięto skład reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy dywizji B w curlingu. Wśród panów reprezentować nas będzie zespół Borysa Jasieckiego z Sopotu, natomiast żeńską reprezentację stanowić będzie drużyna Marty Pluty z Gliwic.
Chętnych na rozmowy o curlingu zapraszam w ten weekend (11-13 października) do Torunia, gdzie będę startować z moją drużyną PKC Tryk Tryk w Toruń Curling Cup. Rywalizacja odbędzie się na lodowisku "Mentor" przy Szosie Chełmińskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.