Powracam! Ponownie musiałem przerwać prace nad blogiem ze względu na natłok obowiązków - mistrzostwa świata w pięcioboju, które miałem przyjemność relacjonować z Budapesztu zajmowały mi cały czas w pierwszym tygodniu września, natomiast drugi spędziłem na aklimatyzacji w polskim, domowym mikroklimacie. Na szczęście wracam z moim (mam nadzieję, że i waszym) ulubionym cyklem wpisów.
Zacznę od pięcioboju, choć nie o wynikach chciałbym tu mówić - te mogliście śledzić w moich relacjach audio na Facebooku (wkrótce przygotuję archiwum, choć, oczywiście, relacje wciąż są dostępne na moim fanpage'u). Chciałbym opowiedzieć wam pokrótce o organizacji, przynajmniej od strony dziennikarskiej. W zasadzie jedyny "zgrzyt" miał miejsce na basenie, gdzie początkowo wpuszczono wszystkich chętnych fotoreporterów (oczywiście, tych akredytowanych, w zielonych kamizelkach), jednak w pewnym momencie nakazano nam zejść, a zostali jedynie oficjalni fotografowie UIPM - decyzja była niezrozumiała dla nikogo, zresztą nie pierwszy raz na Węgrzech spotykam się z załatwianiem monopolu na zdjęcia z płyty basenu. Niestety, biuro prasowe nie dysponowało wynikami na papierze na bieżąco, a z lekkim opóźnieniem - to jednak z łatwością dało się rozwiązać wizytą w namiocie sędziowskim, gdzie chętni do pomocy byli zarówno panowie z obsługi technicznej, jak i sami delegaci techniczni (zwani "czerwonymi marynarkami"). Z wątków osobistych - muszę popracować nad kondycją, bo osiemnaście stopni w górę i w dół na trybunę medialną nieco mnie wykańczało.
W międzyczasie toczyły się mistrzostwa Europy w siatkówce oraz mistrzostwa świata w koszykówce. Piszę o nich razem, choć ci, co mnie znają, wiedzą, że dużo bliższe były mi występy siatkarek. Komentarz jednak jest analogiczny do obu występów - zarówno czwarte miejsce siatkarek, jak i ósme koszykarzy są wynikami, które przed mistrzostwami bralibyśmy z pocałowaniem ręki. Mało tego - wygrane z Włoszkami czy Chińczykami w fazie grupowej patrzylibyśmy w kategoriach science-fiction. Podobnie jak kończenie turnieju meczem z Włoszkami czy Amerykanami. A tymczasem turnieje tak się właśnie ułożyły, a na koniec chyba mimo wszystko mamy lekki niedosyt - wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nam pozostaje liczyć, że nie był to jednorazowy wystrzał, tylko początki budowania się drużyny, która jeszcze da nam radość (w przypadku siatkarek jestem tego niemal pewny, natomiast koszykarzy w niedługim czasie czeka odmładzanie składu, które nie wiadomo co przyniesie). Obie drużyny czeka jeszcze walka o start na igrzyskach w Tokio.
Drużynę na medal przygotowały nasze pingpongistki. Po półfinałowej porażce z Rumunkami (późniejszymi mistrzyniami) Biało-Czerwone w składzie Li Qian, Natalia Partyka, Natalia Bajor, Julia Ślązak, Anna Węgrzyn stanęły razem z Węgierkami na najniższym stopniu podium. Nasza męska drużyna w składzie Marek Badowski, Jakub Dyjas, Samuel Kulczycki, Maciej Kubik odpadła w ćwierćfinale z Francuzami.
Sukces zanotował Adrian Meronk. Nasz najlepszy golfista wygrał w turnieju z cyklu Challenge Tour w Portugalii, dzięki czemu awansował na 263. miejsce w rankingu światowym, który jest podstawą do uzyskania kwalifikacji olimpijskiej. W tej chwili jest ostatnim zawodnikiem, który kwalifikację by uzyskał, jednak ranking olimpijski zamyka się dopiero 22 czerwca 2020 roku. Liczymy jednak, że Meronk będzie się piął w górę, aby zapewnić sobie historyczny dla polskiego golfa start w Tokio.
Kwalifikacje olimpijskie trwają też w innych dyscyplinach. Na rozpoczętych w sobotę mistrzostwach świata w zapasach w Nur-Sułtanie (dawniej Astana) przepustkę na igrzyska w Tokio wywalczył dla Polski Tadeusz Michalik w wadze -97 kg. Jest to dobry symptom dla naszych zapasów w stylu klasycznym - wszak w Rio de Janeiro w tej odmianie nie mogliśmy wystawić żadnego naszego reprezentanta. Mistrzostwa Europy w strzelaniu do rzutków nie powiększyły naszej kadry olimpijskiej, natomiast mistrzostwa świata w boksie... delikatnie mówiąc nie dają nadziei na cokolwiek w wykonaniu naszych reprezentantów w tej dyscyplinie, przynajmniej w tym cyklu olimpijskim.
Na pocieszenie dobre wiadomości z Hiszpanii - Rafał Majka zajął szóste miejsce w Vuelta a España. Wynik o tyle istotny dla polskiego kolarstwa, że daje on nam w tej chwili 13. miejsce w rankingu olimpijskim - ostatnie dające prawo wystawienia czterech kolarzy na igrzyskach olimpijskich. Najgroźniejsi rywale, RPA, Irlandia i Austria, są jednak tuż za nami. Punkty można zbierać do 27 października, więc trzeba trzymać kciuki za jak najlepszy wynik naszych reprezentantów na mistrzostwach świata, które już w ten weekend rozpoczną się w brytyjskim hrabstwie Yorkshire.
Na koniec zachęcam do uważnego śledzenia bloga. Niedługo pojawią się moje zdjęcia z ostatnich zawodów, na których byłem, a także, a może przede wszystkim, wspomniane archiwum relacji na żywo z Budapesztu. Wszelkie zmiany postaram się odnotowywać w sekcji tuż pod menu głównym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.