"Innego końca świata nie będzie" pisał nasz noblista Czesław Miłosz opisując zwykły, przeciętny dzień na świecie. Całkowicie zmieniając sens jego wiersza, ten cytat idealnie opisuje to, co przeżywam w ostatnich dniach, opanowanych przez koronawirusa.
Przez lata pisania o wydarzeniach sportowych najwyższej rangi przywykłem do tego, że pracuję w domu, śledząc zmagania przed telewizorem czy na oficjalnych streamach, a później opisując je w internecie. W Poznaniu (o Swarzędzu nie wspominając) na zawodach bywałem rzadziej niż pod Zieloną Górą czy nawet na Węgrzech, a i tak głównie jako kibic. A teraz?
A teraz to nie ma nawet dokąd iść. Bez względu na to, czy chciałbym napisać relację z meczu Ekstraklasy waterpolo, walki piłkarzy o mistrzostwa Europy juniorów czy mistrzostw świata w curlingu w Kanadzie - wszystko odwołane. Na dodatek zamknięto już lodowiska, kończąc odgórnie sezon curlingowy - wypadły dwa zaplanowane treningi w Poznaniu i szykowane na najbliższą niedzielę zgrupowanie w Łodzi. Jak żyć?
Doszło już do sytuacji, w której oglądałem boks - dyscyplinę, o której mam jak najgorszą opinię (przynajmniej miałem okazję ją częściowo potwierdzić). Choć, oczywiście, zarówno igrzyska olimpijskie, jak i (w moim przypadku przede wszystkim) kwalifikacje do nich, rządzą się swoimi prawami. Cała strona A4 z rozpiską przygotowaną na turniej spisywała się dzielnie przez trzy dni. Aż w końcu szlag trafił wszystko - nawet to odwołali w samym środku. Akurat jak zaczynałem się wkręcać.
Ramówki telewizji sportowych, oczywiście, ograniczają się do powtórek. O ile ubiegłoroczne Grand Prix Bahrajnu Formuły 1, zwłaszcza ostatnie kilkanaście okrążeń, chętnie obejrzałem, o tyle na mecze piłkarskie kompletnie nie mam ochoty. Już wolałbym ten olimpijski turniej kwalifikacyjny w boksie. Ratowanie się Netflixem i drugim sezonem "Drive to Survive" to metoda krótkoterminowa, więc staram się jej nie nadużywać, wręcz racjonować.
Co najgorsze, nawet nie wiadomo, do kiedy ten stan potrwa. Do końca marca na pewno, pewnie też do Wielkanocy, a może i do końca kwietnia? W najgorętszym okresie kwalifikacji olimpijskich problemy dotykają nie tylko zawodników, działaczy, ale i sprawozdawców (bo akurat publicyści mają aż za szerokie pole do popisu).
Zacząłem cytatem z wiersza, to i poezją zakończę - "lecz widać można żyć bez powietrza."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.