poniedziałek, 14 września 2020

Poniedziałkowe Podsumowanie #23 - Dwa tygodnie pełne pracy

Dzień, w którym głowa chciała więcej pracować, ale po raz pierwszy reszta organizmu odmówiła posłuszeństwa, uważam za jeden z najlepszych komplementów, jaki moje ciało mi dało w trakcie mojej dziennikarskiej kariery. Pomimo zepsutych katarem planów na weekend za mną pracowite dwa tygodnie, które wypada podsumować.

Rzecz jasna, jak wszystko, co dobre, zaczęło się w Drzonkowie - podczas komentowanych przeze mnie mistrzostw Polski w pięcioboju nowoczesnym. Anegdot zza mikrofonu komentatorskiego przez cztery dni kilka nazbierałem, więc nie rzucę wszystkich na raz, a skupię się na "wydarzeniach dnia". U juniorek była to lekka panika, gdy skupiony na przegranej walce o obraz ze strzelnicy na starcie laser-runa zorientowałem się, że kompletnie nie wiem, która zawodniczka jest w jakiej koszulce, nie mogłem dostrzec numerów, a do tego po raz pierwszy oglądałem bieg z wieżyczki, wobec czego zupełnie nie potrafiłem dopasować numerów na strzelnicy do stojących pod nimi, choć z mojej perspektywy pod zupełnie innym kątem, dziewczyn. Dodatkowo zmylił mnie "żarówiasty" kolor koszulek ZKS-u Drzonków, bo przywykłem do niebieskich, w których zawodnicy tego klubu startują od lat. Wyciągnąłem z tego naukę i na juniorach poszło mi już lepiej, a po drodze udało się przeprowadzić wywiad z mistrzynią dnia poprzedniego, Nelą Szczur.

W rywalizacji seniorów wyzwaniem okazała się jazda konna, na szczęście skorzystałem z tego samego, co zawodnicy - porad trenerów, dzięki czemu łatwiej było mi wyłapać szczegóły dotyczące ustawienia parkuru. Kończące mistrzostwa zmagania seniorek rozpoczęły się od katastrofy, jaką było zmienienie list startowych pływania, wobec czego trochę mi się komentarz posypał, a zawodniczki wchodzące w kadr kamery ustawionej na starcie tylko bardziej dekoncentrowały. Udało mi się jednak nadrobić to zarówno po szermierce, gdzie mogłem przedstawić parę ciekawostek dotyczących treningów, a także na jeździe konnej, podczas której czułem dość duży (może nawet za bardzo) luz, co z radością wychwycili siedzący w tym samym pomieszczeniu sędziowie. Komentarz do laser-runa puścili także z głośników na arenie, co tylko mi utrudniło pracę, ale ostatecznie zawody zaliczam do udanych.

Zaraz po powrocie czekała mnie wyprawa na Golęcin, na mecz żużlowy - w lekkim deszczyku i po raz pierwszy z trybuny medialnej, dzięki czemu mogłem się rozstawić w biurze prasowym i w większym komforcie przygotować relację na klubową stronę. Po drodze (a w zasadzie po drugiej stronie płotu) nagrałem też zapowiedź piątkowego mityngu, który okazał się wielkim sukcesem - począwszy od czwartkowej konferencji, a na samych zawodach, na których łączyłem rolę fotografa, reportera i sprawozdawcy (choć moja relacja, a raczej live blog, miała być tylko uzupełnieniem tego, co można było znaleźć w innych zakamarkach internetu). Szczęśliwie, warunki na stadionie, jakkolwiek chwilami trudne (zwłaszcza gdy trybuna na mecie zaczęła wypełniać się coraz liczniejszymi VIP-ami), a chwilami bardzo trudne (rozładowujący się telefon oraz konieczność pracy na "poziomie zero", czyli na ziemi) były tylko dodatkowym wyzwaniem, fajną szkołą radzenia sobie w specyficznych okolicznościach, ale też efektem własnego wyboru bycia blisko akcji i sportowców, zamiast wygodniejszego przesiadywania przy stoliku i obserwowania zmagań na ekranie w domku G, przeznaczonym dla mediów.

Prosto z Golęcina udałem się na inny POSiR-owski obiekt, lodowisko Chwiałka, gdzie odbył się trening curlingu. No i w efekcie sobotę zamiast na boiskach hokejowych AWF-u i Politechniki, a niedzielę zamiast ponownie na Golęcinie, tym razem znów na żużlu, spędziłem w domu, w towarzystwie czerwonych tabletek, białych chusteczek oraz kropli do nosa - czyli standardowym zestawie zakatarzonego. Dobrą stroną był komfort pracy przy komputerze postawionym na biurku, z dodatkowym monitorem, włączonym na inne wydarzenia telewizorem (golf, siatkówka plażowa, wyścigi konne, żużel, lekkoatletyka... dużo tego było), gorszą brak zdjęć z konkretnych zmagań i konieczność posługiwania się archiwalnymi, możliwie maksymalnie maskując ich nieadekwatność przy pomocy funkcji "przytnij".

Jest poniedziałek, godzina wczesnoporanna, rozpoczyna się nowy tydzień. Mam nadzieję, że równie pracowity i bardziej przyjazny dla mojego zdrowia. W planach wyprawa do Łodzi w piątek i być może w niedzielę do Torunia. A po drodze kilka zapowiedzi tego, co możemy oglądać w telewizji. Coraz więcej sportu to znak, że przyzwyczajamy się do życia z wirusem, co jest dobrym znakiem na przyszłość. I tym optymistycznym akcentem, życzę wszystkim udanego tygodnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.