wtorek, 12 maja 2020

Powoli wracamy

Już dwa miesiące tkwimy w izolacji, również od zawodów sportowych. Ten niespodziewany "martwy okres" dłuży się niemiłosiernie, ale wszystko wskazuje na to, że powoli wracamy do sportu, choć stuprocentowego powrotu do tego, co pamiętamy, jeszcze długo nie będziemy mogli ogłosić. Choć to jeszcze nie czas na podsumowanie tego, co wynikło z koronawirusa, w dużej mierze możemy powiedzieć, jak zmieniło się nasze sportowe życie. I na tym chciałbym się skupić w tym wpisie.
Tak tu pusto...


Przede wszystkim, przedwcześnie zakończył się sezon curlingowy. Nie tylko zmuszeni byliśmy odwołać wszystkie treningi w Poznaniu, ale i szykowane zgrupowanie w Łodzi. Na czas nieokreślony przełożono również mistrzostwa Polski - ironicznie mógłbym napisać, że szczęśliwie odpadliśmy w eliminacjach i nas ten problem już nie dotyczy, ale oczywiście, zgodnie z duchem curlingu, liczę na to, że tym lepszym od nas uda się rozstrzygnąć między sobą rywalizację o tytuł mistrza Polski 2020.

W czasie odłożone zostały też plany reaktywacji portalu Prohokej, w których czynnie jako członek zespołu redakcyjnego wspieram jego twórcę, Mateusza Gotza. Zamiast od 15 marca, czytać nas będzie można dopiero po wznowieniu rozgrywek hokeja na trawie - być może już niedługo, w końcu niewiele różni się on od piłki nożnej, która już szykuje się do dokończenia sezonu.

Takiej szansy nie otrzymała siatkówka, przede wszystkim ta, która jako jedna z pierwszych odczuła pandemię - włoska. Zamiast walki o Scudetto pozostaje śledzić Mercato, czyli rynek transferowy.Nie rozpoczął się również sezon żużlowy, odbierając mi zarówno uciechy dziennikarskie, jak i kibicowskie - obie związane z występami poznańskich Skorpionów. Prawdopodobnie o kolejny rok będę musiał odłożyć swoje plany cyklu artykułów, które po głowie chodzą i już niemal od dwóch lat.

Całkowicie posypał się terminarz pięcioboju nowoczesnego. Jeżeli potwierdzą się obecnie podawane daty (bo przecież to wszystko może się jeszcze pozmieniać - i to kilka razy), to będę musiał poświęcić wyjazd na ME na Węgry, żeby pojawić się w Drzonkowie na młodzieżowych mistrzostwach świata. Jedno dobre, co z tego wszystkiego wynika, to to, że nie ma już kolizji pomiędzy terminami mistrzostw Polski a Piknikiem Olimpijskim - obie imprezy z soboty 6 czerwca (kiedy to również miały odbywać się wioślarskie mistrzostwa Europy na poznańskiej Malcie) przeniesiono na wrzesień, na szczęście już w dwóch różnych terminach.

Świat sportu przeniósł się w stronę e-sportu. Jako zawodnik totalnie poległem na tym polu, po raz kolejny zresztą przekonując się, że do gier komputerowych nie nadaję się jeszcze bardziej niż do wysiłku fizycznego. Oglądanie zmagań typu wyścigi na symulatorach czy mecze na konsolach to tylko kiepski substytut tego, do czego przywykłem. Zdecydowanie więcej przyjemności sprawiło mi śledzenie domowej rywalizacji pięcioboistów, zresztą z niemałym polskim akcentem.

W ostatnich tygodniach rozegrano dwa turnieje w strzelaniu laserowym, w których zawodnicy łączyli się ze swoich domów. FlyingMex zorganizowany został przez Pentashot, producenta broni i tarcz laserowych. W zmaganiach rozegranych systemem pucharowym (po uprzednich kwalifikacjach grupowych) Łukasz Gutkowski dotarł do półfinału. W ślad za swoim partnerem technicznym poszła Międzynarodowa Unia Pięcioboju Nowoczesnego, organizując LaserHomeRun - akurat z biegiem miało to niewiele wspólnego, ale udało się połączyć strzelanie z wysiłkiem fizycznym. Serie strzeleckie (tak jak w pięcioboju - cztery) poprzedzone były seriami podskoków z przysiadami. Ponownie naszym reprezentantem był Łukasz - z trzecim czasem eliminacji awansował do finału, w którym zajął drugie miejsce.

W miniony weekend mogliśmy już oglądać rywalizację sportową już mocno zbliżoną do tej "przedpandemijnej" - tenisowy turniej w USA z udziałem Huberta Hurkacza. Wprawdzie jedynie do czterech wygranych gemów w secie, ale coraz bardziej zbliżamy się do czegoś, co kiedyś było normą. Szykują się też sportowcy, którzy dostali szansę zgrupowania w COS-ach. W Szczyrku pierwsze skoki oddały podopieczne Łukasza Kruczka, a w Spale trenują m.in. pięcioboiści, lekkoatleci czy pływacy. Wczoraj otwarty został też ośrodek w Wałczu - drugi dom m.in. wioślarzy i kajakarzy.

Z nadzieją, że już niedługo moje wpisy będą częstsze niż w ostatnim czasie (czytaj: w ogóle będą się pojawiać) żegnam Was, życząc zdrowia i jak najszybszego powrotu sportu w możliwie najszerszym wymiarze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.