Polska po raz kolejny zapisała się niechlubnymi zgłoskami na kartach historii światowego curlingu. "Nasz" "ukochany" Związek (w cudzyszłowie, bo de facto ani on nasz, ani tym bardziej ukochany) został zawieszony w prawach członka Światowej Federacji Curlingu. Wbrew pozorom to dobre wieści, przybliżające nas do normalności w mojej ukochanej zimowej dyscyplinie.
O historii patologii w Polskim Związku Curlingu media piszą od paru lat. Sama patologia trwa dużo dłużej. W skrócie - wykluczenie ze związku klubów będących wbrew władzy, przyjęcie klubów-słupów (legendarne kluby karate, w ostatnich epizodach kajakarskie czy koszykarskie), zadłużenie, brak dbania o interes reprezentacji Polski, kompletna dezorganizacja... lista jest długa i można ją znaleźć na stronie curling.pl, podobnie jak artykuły donoszące w na bieżąco o sytuacji w Związku (jeden i drugi).
Dla nas, curlerów, światełko nadziei zapaliło się wraz z powołaniem na stanowisko Ministra Sportu i Turystyki Witolda Bańki, którego sztandarową ideą była walka z patologiami w związkach sportowych. W pewnym momencie sztandar schował za plecy i łgarstwami w telewizji zaczął walczyć z ofiarami tej patologii. Niewiele ponad tydzień później jego partyjny kolega został nowym prezesem PZC. Ostatecznie jednak polityczne przejęcie Związku zakończyło się niepowodzeniem, a sam minister w jednym ze swoich ostatnich aktów na stanowisku szefa resortu złożył do sądu wniosek o likwidację PZC.
W końcu i Światowa Federacja Curlingu przestała mieć nadzieję na pokojowe rozwiązanie sytuacji i wykonała drastyczny, ale i potrzebny ruch - zawiesiła PZC za narażanie na szwank reputacji dyscypliny. Od wykluczenia dzielą nas zapewne miesiące - dalsze decyzje mają nastąpić podczas wrześniowego kongresu w Sankt Petersburgu. Choć będzie to oznaczać chwilową alienację Polski z rozgrywek międzynarodowych, jest to dla nas duża nadzieja. Działająca już od kilku lat Polska Federacja Klubów Curlingowych gotowa jest przejąć obowiązku polskiego związku sportowego. Wiemy jednak, że ta droga nie jest taka prosta.
Po pierwsze, od decyzji WCF Związkowi przysługuje droga odwoławcza przed Trybunałem Arbitrażowym ds. Sportu w Lozannie (tajemnicze, owiane legendą "biuro" zapowiedziało już takie kroki na związkowej stronie internetowej). Po drugie, wykluczenie ze światowej federacji zobowiązuje panią minister do podjęcia decyzji o wykreśleniu związku z listy polskich związków sportowych - dopiero ten gest daje możliwość aplikowania przez PFKC o nadanie tego statusu, również drogą decyzji. Od decyzji odwołanie nie przysługuje, ale przysługują wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy oraz skarga do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Tę drogę przechodzili niedawno karatecy - na niewiele ponad rok przed debiutem tej dyscypliny na igrzyskach olimpijskich i niedługo po wielkim sukcesie, jakim było mistrzostwo świata Doroty Banaszczyk (pisałem o tym na swoim fanpage'u na Facebooku). Dla curlingu doświadczenia karate (mimo że to inna odmiana tej sztuki walki, to jednak jest to pewna ironia losu) mogą okazać się cenne w walce o jak najszybsze rozwiązanie tej sytuacji. Wiemy jednak, jak toporni w kontaktach ze środowiskiem są działacze PZC i jesteśmy gotowi na to, że będą przedłużać swoją agonię w nieskończoność.
Jaka będzie przyszłość polskiego curlingu? Prędzej czy później zadłużony, będący po uszy w patologii odejdzie w niebyt, a curlerzy zaczną układać swój świat według swoich zasad. Wydaje się, że jesteśmy na etapie, na którym nic nas już nie może zaskoczyć, co najwyżej zirytować - ale do wiecznej irytacji zdążyliśmy się przyzwyczaić. Teraz czekamy na dzień, w którym będziemy mogli się zacząć odzwyczajać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Administrator zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy, które uzna za obraźliwe wobec siebie lub innych osób.